Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
Horyzont
Tegoroczna zima była wyjątkowa. Potężne zamiecie śnieżne pokonały wędrowne plemiona goblinów, szykujące się do napaści na miasto. Wichry połamały wiekowe dęby niczym słomiane snopy, które spadając wyrządziły liczne szkody. Część palisady była uszkodzona, zaś baraki przy nich były doszczętnie zniszczone. Wielu z poszkodowanych wojowników zostało odesłanych z powrotem do miasta, ci zaś którzy nie bali się surowej pogody zostali wezwani do pełnienia służby. Lecz nie wojowników potrzebowało obecnie miasto. Ruiny wnieść na nowo, zaś stare budowle wzmocnić trzeba. Z tych też powodów władca Luskan rozkazał by wysłano depesze do przyjaznych miast. W owych listach prosił o wsparcie rzemieślników, murarzy oraz architektów, za których sprawą możliwa by się stała odbudowa podupadłego miasta. Potężne miasto Neverwinter jednak nigdy nie zareagowało na wezwanie. Władze Luskan nie były w stanie przewidzieć iż jej posłańcy zostaną zamordowani w najbliższej gospodzie. Wysłano kolejne poselstwa, które tak samo jak ich poprzednicy, ginęły w tajemniczych okolicznościach. Dni zamieniały się w długie tygodnie, te zaś w miesiące. Zima mijała ukazując swoje dzieło zniszczenia. Potężne obwarowania Luskan legły w gruzach, prawie cała zabudowa wojskowa jak i część świątyń były w krytycznym stanie. Co chwila dało się słyszeć jak jakaś konstrukcja lgnie w gruzach, lub też jak jakaś jej część odpada. Życie w mieście było bardzo niebezpieczne. Tutejsi rozbójnicy, widząc kryzys sił militarnych miasta, poczęli być coraz bardziej bezczelnymi. Napadano i rabowano mieszczan w biały dzień, zaś w nocy wszyscy chowali się przed ożywieńcami. Nekromanci widząc śmierć w mieście poczęli dogłębniej studiować jak i praktykować swą dziedzinę magii. Pozostałe władze Luskan widząc iż ich miasto upada wysłała ostatnią już delegacje do potężnego Neverwinter. Posłańcy mieli przeprawić się po drodze przez port Llast, gdzie tak samo jak i w Neverwinter mieli przekazać wieści o druzgocącej klęsce Luskan. Pędzili niczym opętani, uciekając przed urojeniami własnych wyobraźni. W końcu na horyzoncie dostrzegli obwarowania portu Llast. Odetchnęli z ulgą widząc miasto, lecz nie mogli wiedzieć iż kierują się ku swej zagładzie. Następnego dnia, gdy słońce wschodziło na nieboskłonie, posłańcy przekroczyli bramy miasta. Przemieszczali się nie pewnie. Czuli iż ktoś lub coś ich obserwuje. Rozglądali się, lecz widzieli jedynie ciekawskich mieszczan oraz wielu najemników, którzy schodzili z przybyłych do portu statków. Powoli wyminęli liczny tłum, po czym dotarli do siedziby możnowładców owego miasta. Ci usłyszawszy o kataklizmie jaki spotkał Luskan, wysłali obwoływaczy, którzy mieli przekazać wieść przybyłym do portu najemnikom, rzemieślnikom oraz kupcom…
Potężna galera płynęła, z wolna przybliżając się, do sławnego w tej części wybrzeża ostrzy, portu. W jej trzewiach transportowano liczny oręż, płótna, wyroby ceramiczne oraz liczne zastępy najemników wszelkiej maści. Byli to głównie wojownicy, lub też początkujący magowie. Wśród nich dostrzec można było również i kupców, i rzemieślników.
Przeprawa, przez morza wybrzeża ostrzy, dłużyła się niesamowicie. W oczach zacnego krasnoluda dostrzec można było znudzenie jak i powątpienie. Płynęli już od trzech tygodni i wciąż jeszcze nie zawitali do lądu. - Gospodarzu! – Zawołał gromkim głosem. – Jeszcze jeden kufel! Minęło zaledwie kilka chwil, gdy tłusty karczmarz przyniósł kufel ciemnego piwa. Położywszy go na stole, skłonił się, po czym ruszył w kierunku blatu. Krasnolud sięgnął potężną dłonią ku kuflowi. Przechyliwszy go, wypróżnił jego zawartość. Zimne krople trunku spływały po jego długiej, sięgającej pasa brunatnej brodzie, zaś posplatane długie włosy opadały swobodnie. Odziany w grube wełniane podróżne odzienie, na które narzucono kolczugę, sprawiał wrażenie osoby dość spokojnej. Był wędrownym rzemieślnikiem, który wędrował w poszukiwaniu odpowiedniego dla siebie miejsca. Odłożywszy kufel, spojrzał w kierunku wyjścia, z nadzieją iż wreszcie ujrzy bosmana, obwieszczającego iż dopłynęli do brzegu. Ten jednak jakby na złość, nie chciał się zjawić. Zamiast niego w drzwiach widniało kilka ludzkich postaci. Przyjrzał się im z ciekawości. Byli to wojownicy, gdyż nosili na sobie lekkie ćwiekowane zbroje, zaś do ich boków przywiązany był wszelaki oręż. - Gospodarz! Rachunek! – Zawołał znudzony za karczmarzem, który pojawił się przy nim ze skrawkiem papieru. Wziąwszy od niego rachunek, rzucił jego równowartość na stół. Kilka srebrników przetoczyło się po blacie. Wykonując energiczny ruch, karczmarz zebrał wszystkie monety. Skłoniwszy się odszedł zadowolony z transakcji. Krasnolud zaś wstał od stołu i udał się w kierunku wyjścia. Miał do załatwienia jeszcze kilka spraw, które nie mogły dłużej czekać. Przemierzając liczne wąskie korytarze, szedł w kierunku wejścia na pokład statku. Podmuch wiatru wzburzył jego bujną brodę, nosząc ze sobą zapach słonej morskiej wody. Promienie światła przywitały jego pełne dumy oblicze. Nie czuł się najlepiej na pokładzie statku. Przywykł do życia na lądzie, a w szczególności w trzewiach wielkich masywów górskich, a nie w okrętowych. Przez co odczuwał od czasu do czasu ataki nudności. Rozejrzał się po horyzoncie. Jego oczy zabłysły nową energią, gdy dostrzegł rozległy ląd. Uśmiech zagościł na jego twarzy, gdy podziwiał piękno ziem, mu ojczystych. Sugerując się do słów kapitana, widział przed sobą północną część wybrzeża ostrzy. Już niebawem zawitają do sławnego portu Llast, skąd będzie mógł udać się na południe do Neverwinter. Tam przekaże swojemu klientowi miecz, w który włożył całe swoje doświadczenie. Później czekać go będzie podróż do Mirabar, z którego powędruje na wschód ku Mitrilowych Halom. Potężnej stolicy krasnoludów, będących symbolem ich potęgi oraz spuścizną przodków. Tam prawie sto sześćdziesiąt lat temu dane było się mu narodzić i wychować. Szukając jednak nowych pomysłów ruszył w prawie czterdziestoletnią podróż, której zwieńczeniem był powrót do ziem, z których się narodził. Wiatr zawiał ponownie, zaś krasnolud wyrwał się z zamyślenia. Wszystko wokół działo się tak szybko, acz dokładnie. Majtkowie wraz z bosmanami przygotowywali okręt do zacumowania w porcie. Kapitan zaś dyskutował z nawigatorem, przed sterami. Dał znak, zaś okręt powoli zaczął skręcać ku lądowi. W oddali światło słoneczne odbijało się od portowej zabudowy. Serce krasnoluda zabiło szybciej.
strony: [1] [2] [3] [4] |
komentarz[28] | |
|
|
|
|
|
|
Sonda |
aktualnie nie jest prowadzona żadna ankieta
|
|
Top 10 |
ShoutBox |
|
|